Jak przetrwać w biurze ostatnią godzinę?...
Technika, którą za chwilę się posłużę nazywa się dadaizm. W szkole średniej i na studiach wyśmiewałem się z nurtu w literaturze polegającym na uwolnieniu myśli, na strumieniu świadomości i tym podobne bzdury. Ale po latach, gdy w pracy należy pracować, a człowiek z natury jest jaki jest, zacząłem stosować ową technikę. Muszę przyznać, że sprawdza się doskonale i daje wiele możliwości. Wyobraźmy sobie na ten przykład, że mamy jeszcze godzinę do wyjścia z biura, a tutaj ogrania nas przemożne zmęczenie dnia poprzedniego i senność wisi tuż na podłogą biura, w którym siedzi kilka osób. Wszyscy pochłonięci pracą, ale widok drzemiącego kolegi na biurku byłby wielce niewskazany. Zatem, jak przeżyć tę dłużącą się i ogromniastą godzinę? Nie ma sensu przeglądać strony w Internecie dla przyjemności ani klepać na gadu-gadu, gdyż tego w pracy po prostu nie wolno. Ale jeśli mamy pracę, która wymaga dłuższych form pisanych i ogólnie klepania w klawiaturę, to po kilku latach sztuka pisania na klawiaturze jest nam dobrze znana. Inaczej mówiąc, ktoś kto klepie po kilkanaście godzin na dobę w klawisze, będzie to robić nawet podczas głębokiego snu. I tu dochodzimy do sedna sprawy. Rozsiadając się wygodnie w fotelu (aby oddać sprawiedliwość i realia naszego biura powiem nawet, że można użyć do tego celu sofy, bo jest!) możemy spokojnie klepać i tworzyć dadaistyczną sztukę oddając się tak głębokiej zadumie, że podpada ona pod lekką drzemkę z półprzymkniętymi oczyma. Najlepsze jest to, że po kilku dniach takich ćwiczeń, można dojść do wprawy i wychodzić z biura bez uczucia nadmiernego znużenia. Z pewnej odległości wygląda to tak, jakbyśmy byli bardzo pochłonięci pracą i z reguły – przy najmniej w mojej sytuacji – nikt mi w tych chwilach nie przeszkadza. Na początku było trudno. Ale z czasem mózg nauczył się pozostawać w stanie czuwania tylko na tyle, aby utrzymać się w fotelu, zapanować nad powiekami (aby się ciemno przed oczami nie zrobiło, bo to już jest niebezpieczne. Można zasnąć podczas pisania) i utrzymać ręce w ruchu. Gdy w poniedziałek ratowałem się ową techniką przez ponad dwie godziny ze względu na weekendowe zmęczenie, trwałem w jednej pozycji zatopiony w błogim odpoczynku nie słysząc niczego oprócz grającego radia za plecami i stukotu klawiszy. Najgorzej było wstać, gdyż ramiona były całkowicie odrętwiałe. Co jakiś czas spoglądać na zegarek, żeby zwyczajnie nie zostać dłużej w pracy. Samo klepanie w klawisze nie wymaga zbyt wielkich pokładów energii, a po jakimś czasie można nawet zaoszczędzić oczy nie patrząc na ekran. Są jednak żelazne zasady, których należy się trzymać. Przede wszystkim nie wolno zamykać oczu. Po pierwsze dlatego, że inni współpracownicy cię obserwują. W biurze każdy każdego obserwuje i przysypianie zawsze wcześniej czy później będzie wykorzystane przeciwko śpiącemu. A zatem, po drugie, zamknięcie oczu grozi zapadnięciem w głęboki sen, przez który można uszkodzić klawiaturę i nabić sobie guza. W sytuacji, kiedy tkwimy w głębokim letargu, bardzo ważny jest dostęp do światła i jakiegoś źródła dźwięku. Może to być radio, mogą to być słuchawki na uszach, ale coś musi wydawać dźwięki. Całkowita cisza uśpi nas bardzo szybko. Mam zatem niezamykanie oczu i hałas. Kolejna zasada, to używanie tego sposobu tylko w sytuacji beznadziejnej, z której innego wyjścia nie ma. Trzeba jeszcze pamiętać o tym, że trudno wyjść z dwugodzinnego odrętwienia. Polecam każdemu, kto jest w potrzebie. Pisanie to naprawdę niewymagające zajęcie, które może nam pomóc przetrwać ostatnie godziny pracy, a przy tym zapewni nam trochę spokoju. Zacząłem pisać o dadaizmie, a w sumie ten tekst nie jest przykładem dadaizmu. Ma sens i jest pisany z resztkami świadomości. Tak więc, dadaizm będzie przy okazji.